Stała pod zadaszeniem klatki schodowej prowadzącej do jej mieszkania. Była chłodna, czerwcowa noc. A właściwie jej koniec – właśnie zaczęło wschodzić słońce. Deszcz padał już drugi dzień. Pomyślała sobie, że lato razem z nią przeżywa ten ciężki okres, z jakim musi się zmierzyć. Była mu wdzięczna, za tę solidarność.

Krople miarowo uderzały w blachę pokrywającą daszek nad jej głową. Wsłuchiwała się w to melancholijne bębnienie. Nieco zziębnięta, objęła się ramionami. Miała na sobie tylko zwiewną kremową sukienkę wykończoną koronką i idealnie na nią skrojoną, skórzaną kurtkę. Drżała. Bardziej ze zmęczenia, niż z zimna. Jej stopy odmawiały posłuszeństwa po nocy spędzonej na dziewięciocentymetrowych szpilkach. Wyglądała bardzo ładnie i była tego w pełni świadoma. Nie odejmowały jej urody ani rozmazany kropelkami potu makijaż ani zmierzwione włosy. Stała i patrzyła jak odchodził. Oddalał się idąc chodnikiem w stronę parku, który oddzielał osiedle od centrum miasta.

Pomyślała, że jest naprawdę fajnym facetem. Z każdym innym pewnie właśnie w pośpiechu otwierałaby drzwi do swojego mieszkania, by zaraz potem obijać się o ściany i w końcu wylądować wspólnie w łóżku. Ten był inny i pewnie dlatego czuła, że każdy kolejny jego krok poszerzał przepaść, która właśnie zaczęła ich dzielić. Nie żałowała. Tak naprawdę nic nie czuła. Była wyprana z emocji już od dłuższego czasu i te kilka chwil spędzonych w jego miłym towarzystwie nie mogły tego zmienić. Zresztą, nie zależało jej na tym. Niczego nie oczekiwała. Niczego nie chciała. W sumie nie wiedziała dlaczego zgodziła się, aby ją odprowadził. Od pierwszych zamienionych z nim słów wiedziała, że nie skończy się to tak, jak zwykle. Zero zabawy. A jednak zrobiła wszystko, by się nią zainteresował.

Robiło się coraz jaśniej. Przez głowę przemknęła jej myśl, że warto by było wejść już do środka. Zasnąć i jak zwykle wymazać wydarzenia z kilku minionych godzin. Świat powoli się budził, a ona nie chciała, aby któryś z sąsiadów, biegnąc po bułki dla rodziny, napotkał ją zmokniętą, wczorajszą i na dodatek w takim stroju. Jej towarzysz był już na końcu drogi. Lada chwila miał zniknąć w ciemnej jeszcze alejce parku. Jego chód był taki, jak on sam – spokojny, elegancki. Była pewna, że już nigdy go nie zobaczy. Był kompletnie przypadkowym facetem, poznanym na imprezie. Spędzili wieczór tańcząc i pijąc. On prawie nic, ona nieco więcej. Mało ze sobą rozmawiali. Po prostu, spędzili ze sobą czas…

Nagle zrozumiała, co ich tak magnetycznie do siebie przyciągało – obydwoje nie chcieli się nawzajem poznawać. On, podobnie jak ona, niczego nie oczekiwał. Gdy uśmiechnął się do niej na pożegnanie widziała w jego oczach, że nie zależy mu na tym, aby znów się spotkali. Nie okazał jej jednak tego. Wręcz odwrotnie, był bardzo miły i ciepły. Dbał o nią. Odprowadził pod same drzwi. Chciał, aby weszła przez nie przy nim. Był szarmancki i bardzo poprawny. Nie upierał się przy swoim i uszanował jej prośbę, aby odszedł i pozwolił jej chwilę postać w samotności. Posłuchał, poczarował pięknym uśmiechem na pożegnanie, oddalił się. Nie obrócił się ani razu. Zaimponowała jej jego pewność siebie i stanowczość. Gdyby nie miała takiego podejścia do mężczyzn, jakie ma, nie zobaczyłaby w jego oczach braku zainteresowania dalszą znajomością. Z pewnością robiłaby sobie nadzieje, że jeszcze kiedyś go spotka, że ją odwiedzi. Większość “normalnych” dziewczyn, które znalazłyby się w takiej sytuacji, właśnie tak by się poczuło. Ba! Pewnie sądziłyby, że to początek wielkiej miłości! Ona nie chciała mieć nikogo blisko siebie na dłużej niż noc. Zgadzała się na przelotne znajomości, oparte tylko na jednorazowym zbliżeniu. Na więcej nie było ją stać. Nie po tym, co przeszła.

Zaimponował jej tym, że nie wykorzystał jej swobodnego podejścia, jak każdy inny facet, któremu dała ku tem okazję. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. W tym momencie mężczyznę ogarnął mrok parkowej alejki. Zniknął jej z oczu. Patrzyła jeszcze przez moment w tamtą stronę nie myśląc o niczym. Po chwili zaczęła szukać kluczy w torebce. Nie mogąc niczego znależć w kopertówce wielkości małego zeszytu, doszła do wniosku, że chyba jednak za dużo wypiła tego wieczoru. W końcu wyczuła pod palcami zimny metal. W pełnym skupieniu włożyła klucz do zamka. Co najmniej jakby przewlekała nić przez wąziutkie ucho igły.

Kolejna, sobotnia noc dobiegła końca. Przez ostatnie kilka miesięcy prawie każda toczyła się według podobnego scenariusza. W tej jednej jednak było coś innego. Dziewczyna miała tego świadomość, gdy chwiejnym krokiem, boleśnie pokonywała każdy schodek, aby dojść na 3. piętro, gdzie mieściło się jej mieszkanie. Wtedy jednak nie sądziła, że miało to jakiekolwiek znaczenie.

cdn.